„Poniemieckie”
„Poniemieckie” – Karoliny Kuszyk i moje – Krystyny Różańskiej.
„… z poniemieckiego utkana jest materia mojego dzieciństwa.”
Ponownie kłaniam się Wydawnictwu Czarne, Wołowiec, za książkę „Poniemieckie” z 2019 roku. Kłaniam się autorce – Karolinie Kuszyk urodzonej 1977 roku. „Poniemieckie” to jej debiut książkowy. I to jaki! A i tytuł intrygujący. Autorka mieszka (z mężem Tobiasem, Niemcem) i pracuje w Berlinie i na Dolnym Śląsku. Pisze o Legnicy i okolicy, o domu dziadków i rodziców.
Mamie dziękuje, że nauczyła ją uważności wobec rzeczy i odkąd pamięta, odzyskuje ona poniemieckie meble, pokazując, że prawdziwe odzyskiwanie nie jest zacieraniem śladów, lecz troską… W Po(słowie) przytoczyła cytat z „Muzeum ziemi ojczystej” Siegfried Lenz - „ Przeszłość należy do nas wszystkich, nie można jej dzielić ani wygładzać. A kto próbuje rozdzielić rzeczy i dowody, któreśmy odziedziczyli, kto chce sprawić sobie czysty rodowód, ten wie, że musi użyć przemocy”.
Karolina Kuszyk – germanistka i polonistka. Tłumaczka literatury niemieckiej i trenerka kompetencji międzykulturowych, książkę rozpoczyna rozdziałem „Wszystko mam poniemieckie” i wierszem „Totemy i koraliki” Tomasza Różyckiego:
„Wszystko mam poniemieckie – poniemieckie miasto/ i poniemieckie lasy, poniemieckie groby,/ poniemieckie mieszkanie, poniemieckie schody/ i zegar , szafę talerz, poniemieckie auto/ i kurtkę, i kieliszek, i drzewa, i radio,/ i właśnie na tych śmieciach zbudowałem sobie/ życie, na tych odpadkach, tu będę królował,/ to trawił i rozkładał, z tego mi wypadło/ wybudować ojczyznę […]”
Podpisuję się pod refleksją Karoliny Kuszyk – „Jestem przekonana, że musimy opowiadać sobie poniemieckie na różne sposoby, wsłuchiwać się w to, co mówią i o czym milczą ci, którzy wkrótce odejdą. Że musimy tłumaczyć poniemieckie pokoleniu wstępującemu, jak potrafimy najlepiej, bez pomijania tego, co wstydliwe czy błahe. Otwierać drzwi naszych mieszkań i przyglądać się naszym poniemieckim rzeczom i krajobrazom, po prostu dlatego że od ponad siedemdziesięciu lat nas stwarzają”. Książka „Poniemieckie” to przypomnienie, że czasem zapominamy, że żyjemy w miejscu o przerwanej ciągłości pokoleniowej.
Pisarka wychowana na poniemieckim – tropi ślady, wczytuje się we wspomnienia osadników i przesiedleńców oraz zadaje pytania. Czym są dla nas poniemieckie rzeczy? Śmieciami, na których rodzice i dziadkowie musieli się urządzać, bo nie mieli innego wyjścia? Co się stało z niemieckimi cmentarzami na ziemiach przyłączonych do Polski w 1945 roku? Moi Rodzice opowiadali o „aferze” w Darłowie, gdy z cmentarza przywieziono płyty marmurowych nagrobków na Wyspę Łososiową, aby potem je sprzedać… Wymienili osoby z imienia i nazwiska, które to uczyniły … - I co? Cicho! Nie mówi się o tym … Czy możliwe jest przywrócenie tego, co już nigdy nie wróci?
„Poniemieckie” to błyskotliwa opowieść o losach domów, cmentarzy i rzeczy, od szaf po oleodruki.
Polecam tę ciekawą historię. To takie „moje”, też nasze - czarno na białym - mieszkańców ziemi pomorskiej, darłowskiej, polskiej od 1945 roku …
Noszę się z zapisem historii mego rodzinnego domu. Nurtują pytania. Czy w 1945 roku był „arkadią” rodziców w Polanowie? A w 1949 roku, krótko przy kirkucie w Rusku? Od maja 1950 w Darłowie, gdzie w 2013 zaczynając od sierpnia 1950 historia mego domu zatoczyła koło…
Chciałabym też spróbować odpowiedzieć na pytanie młodej pisarki: jak bardzo dom poniemiecki musiał się napracować, żeby zasłużyć na miano polskiego? Czy i jak to się udało. Trudne to! Zawsze jest jakieś „po”…
Kuszyk opowiadając o tym, jak biografie poniemieckich domów, rzeczy i cmentarzy splatały się z losami ich polskich spadkobierców od powojnia po współczesność.
Autorka zastanawia się także, czym jest dziś polskość – i ile obcości potrafimy znieść w tym, co swoje. A ja zastanawiam się nad okrucieństwem ludzi, czasem nad poczuciem obcości ...
Utraciłam swój rodzinny – poniemiecki dom, ale gdy jeszcze żyła mama mówiłam jej, że nie chciałabym mieszkać w mieszkaniu po nich – na Cichej … Dlaczego?! Przemilczę dziś odpowiedź ...
To wielka sztuka opisać poniemieckiego ducha Zachodnich Ziem Polski. Kuszyk dokonała tego z wielkim talentem. I to ona zapisała, że „Człowiek ma prawo mieć kilka tożsamości, poniemiecką też”.
Ja, czytelniczka urodzona na „Ziemiach Odzyskanych”, „Dzikim Zachodzie” czuję tu swoją polskość, rosyjskość i pomorskość. Jednym słowem europejskość. Należę do pokolenia, które odziedziczyło – historię dawnych Pomorzan. Jestem Polką. Europejką. Pomorzanką. Jestem stąd!
Urodziłam się w cudnym zakątku starej Europy … Tu osiedlili się młodzi ludzie. Byli otwarci, odważni, śmiali, tolerancyjni . Stąd wybierając się w podróż „jechało się do Polski”, jakby tu jej nie było… Tam była inna Polska, inne domy, drogi, inna mentalność.
Karolina Kuszyk – młodsza od moich dzieci napisała „My potomkowie przesiedleńców i osadników, nie znamy innej ojczyzny. Nie pamiętamy wojny ani wykorzenienia. A przecież wielka przeprowadzka jest ciągle obecna – trwa w rodzinnych opowieściach i anegdotach. W tym , co mówili nasi rodzice i dziadkowie – otwarcie, półgębkiem albo między wierszami – i w tym, o czym zawzięcie milczeli. Historia o układaniu sobie nowego życia na zrębach cudzego, na nie swoim, wciąż chce być opowiadana, jakby jeszcze nie wybrzmiała o niej cała prawda” (s.13)
I dalej – w „odzyskanych” miejscowościach, których nowe rzeczy jeszcze nie zdążyły okrzepnąć, przybysze zaczynają zaznajamiać się z przedmiotami pozostawionymi przez poprzednich mieszkańców. Są rzeczy , których znaczenia nie znają. Byli tacy, którzy nie potrafili na powrót zaufać rzeczom, tak jak nie potrafili zaufać krajobrazowi ani odgórnie nadawanym nazwom.
I ja, jako dziecko osadników odczuwałam coś z tego - do czego był wręcz przekonany pionier Zygmunt Breniasz, że […] mieszkańcy ziem zachodnich nie przywiązywali wielkiej wagi do bogactw materialnych. Zresztą nikt ich wówczas nie posiadał. Przejęte we władanie mienie poniemieckie nie mogło zrodzić wielkiego przywiązania, nie cieszyło zbyt […] W nowej sytuacji życiowej zapanował kult nowych wartości, tzn. niezniszczalnych, których nie można nigdy stracić, a które giną wraz z człowiekiem – kult wiedzy, umiejętności, które zawsze są zdolne oprzeć się kataklizmom. (s.128)
„To wielka sztuka opisać poniemieckiego ducha zachodnich ziem Polski…”- tak książkę zrecenzowała Brygida Helbig. Książka poruszyła mą duszę! Jest na półce Miejskiej Biblioteki Publicznej im. A. Osieckiej w Darłowie. Warto przeczytać.
Krystyna Różańska